Invading Poland Again
by BRADLEY DEVLIN
October 25, 2021
THE AMERICAN CONSERVATIVE
The E.U. is not a common market. It is a liberal imperialist project.
Stanowisko Stowarzyszenia Republika Polonia w sprawie SUWERENNOŚCI PRAWNEJ RP
Stowarzyszenie Republika Polonia opublikowało ważne oświadczenie w sprawie suwerenności prawnej Rzeczypospolitej Polskiej w związku z międzynarodową oraz wewnętrzną presją ukierunkowanej na podważanie suwerenności prawnej RP.
Opozycja
PiS to jedna strona polskiej rzeczywistości, drugą stronę stanowi opozycja, która zbliża się do punktu krytycznego, za którym przykład Targowicy będzie szczeniackim wybrykiem. Wszystko – dosłownie – jest dla opozycji dobre, żeby uderzyć w polski rząd. Pisowskiego rządu można nie szanować, to prawo opozycji, ale gdzieś w tym brzmiącym eufemistycznie “braku szacunku”, zupełnie zaginęła elementarna przyzwoitość wynikająca z tego, że to wciąż jest polski rząd. Ta przyzwoitość nakazywałaby umiar w wyrażaniu poglądów, kiedy w grze są podstawowe elementy składające się na byt państwa: suwerenność, narodowa jedność i ochrona granic.
Żaden z tych czynników nie jest świętością dla polskiej opozycji. Opozycyjni posłowie i europosłowie wyrywają się do chwalenia sprzecznych z traktatami regulacji unijnych ingerujących jawnie w system wewnętrzny stanowienia prawa w Polsce, są prymusami w kwestiach stosowania sankcji i kar dla Polski, gorliwie wspierają obce kulturowo dla kraju nad Wisłą, mniejszościowe środowiska LGBT, są fundamentalnymi proaborcjonistami, walczą z Kościołem wszystkimi dostępnymi środkami propagandowymi, nieustanie tworzą mit “państwa reżimowego”, czynnie uczestniczą w zakłamywaniu historii państwa polskiego, obojętnie, czy to przez grupy żydowskie, niemieckie czy jakiekolwiek inne. Każdy pretekst jest dobry, nieważne, czy stworzony przez sekwencję zdarzeń wywołanych przez rząd, czy czynniki zewnętrzne.
Aktualny “kryzys” wywołany przez garstkę “uchodźców” w pobliżu polskiej granicy z Białorusią to kwintesencja zachowań opozycji. Hulaj duszo, piekła nie ma – to standard. Można oficjalnie i za przyzwoleniem stosować wobec rządzącej partii zamaskowane gwiazdkami wulgarności, można szukać analogii do Auschwitz, co samo w sobie jest czymś zupełnie nieprawdopodobnym, można pisać, że “Polacy tak samo pomagają uchodźcom, jak kiedyś Żydom w czasie wojny” – Klaudia Jachira, można lżyć, przy aprobacie dziennikarza polskojęzycznej stacji telewizyjnej, polskich pograniczników, wprowadzając opinię publiczną w błąd. Terror moralny, hipokryzja i skala porównań, to przykłady, które trudno było sobie wyobrazić. A jednak to wszystko się dzieje.
Polityczna zgoda w sprawach fundamentalnych, jest narzędziem państwotwórczym, a wypieranie jej przez polityczny konflikt niesie groźbę destrukcji państwa. Taki punkt widzenia utrwaliła zwłaszcza rzymska tradycja republikańska i jest to do dziś obowiązujący dogmat. Tymczasem opozycja w Polsce, permanentnie dążąca do konfrontacji, z tym dogmatem się nie liczy – co więcej: stała się zbiorem wyjątkowo cynicznych polityków, którzy nie mają żadnego innego programu. Ich mottem mógłby być słynny kuplet ze “Słówek” Boya, o pewnym galicyjskim polityku: “Żadnych politycznych nie ma on przesądów, każda partia dobra, byle dojść do rządów!” Cynizmowi tych politycznych kameleonów czy to z PO, czy SLD, towarzyszyły przez minione lata skrajnie destrukcyjne działania i niechęć do popierania postulatów najbardziej nawet niezbędnych dla kraju, jeśli tylko wychodziły ze strony rządowej. Destrukcyjną opozycyjność posunęli ci politycy do niepojętych wręcz rozmiarów, co się uwidoczniło teraz. To już nie są ugrupowania polityczne – to syndykat antynarodowego lobby. Ich wygrana oznaczałaby triumf polityki restytucji zgniłego status quo III Rzeczypospolitej. Oznaczałaby całkowite przekreślenie szans na lustrację, deubekizację, dekomunizację i lustrację majątkową. Oznaczałaby koniec polskiej państwowości.
Polska stanowi dla nich nic, zero, null. Jest zbędnym podmiotem, który przeszkadza w realizacji interesów. Niestety, jest tak, jak dwa stulecia temu mówił książę Adam Jerzy Czartoryski: są w Polsce tylko dwie partie: polska i antypolska”. Dopowiedzieć tylko należy, że ta antypolska jest partią jurgieltników i działa w złej wierze, uczestnicząc w międzynarodowej wojnie hybrydowej po antypolskiej stronie. Maski ostatecznie opadły.
Niestety częścią tej opozycji jest Konfederacja. Ostatnio Robert Winnicki w TV Republika wypowiadając się w sprawie Turowa powiedział: „Trzymajcie brukselskie łapy z dala od naszej kopalni. Wara”. W tym samym wystąpieniu Winnicki podkreślił, że według niego PO i PiS to to samo. PiS, który usiłuje postawić się TSUE i lewackiej Unii Europejskiej w obronie polskiej energetyki, Konfederacja zrównuje z PO, które głośno i wprost mówi, że należy się tej Europie poddać. Czysta schizofrenia.
Winnicki i jego partia głosują z antypolską opozycją. Dla ich partii głównym celem jest obalenie PiSu. Mając zerową szansę na objęcie władzy, Konfederacja wykonuje pracę opozycji, pozycjonując się z prawej, teoretycznie bardziej patriotycznej strony PiS-u. Cynicznie wykorzystuje każdą okazję, aby urwać PiS-owi parę punktów. Najpierw była to sprawa mienia bezspadkowego, a obecnie przejęli inicjatywę w atakowaniu rządu za pandemię. Nie zwracają uwagi, że Polska jest częścią Europy i świata, zrzucają winę wyłącznie na PiS, licząc na poparcie ludzi zmęczonych ograniczeniami i antyszczepionkowców. Wszystko aby obalić PiS.
Gdańsk
Z germańską zaborczością mieliśmy do czynienia od zarania dziejów, jednak najgorszym zagrożeniem dla naszego bytu okazało się państwo Zakonu Krzyżackiego założone na terenach Prusów. Obok podobnego tworu powołanego do życia przez Kawalerów Mieczowych, to jedyne europejskie państwo o korzeniach czysto azjatyckich w sensie zasad powołania i trwania. Dobrze zorganizowana zbrojna horda zajęła określone terytorium, eksterminując jego pierwotnych mieszkańców i stworzyła machinę militarnej ekspansji. W tych ramach Prusy trwały aż do 1945r., z niewielkimi korektami. To właśnie ten byt doprowadził do zjednoczenia Niemiec, narzucając im swoje pryncypia, które po dziś dzień się nie zmieniły, przybierając co najwyżej inne formy.
Z bezwzględną wrogością Niemców, którzy przejęli nazwę kraju pochodzącą od wymordowanych Prusów, Polska spotkała się w momencie gdy tylko nieco okrzepli. Celem było zniszczenie właśnie odradzającej się monarchii Piastów, a głównym środkiem odcięcie jej od wybrzeża Bałtyku, a zwłaszcza opanowanie ujścia Wisły. Ten zamiar Krzyżacy przeprowadzili podstępem i masowym mordem. Do Gdańska weszli jako sojusznicy, by nagle pokazać swoje oblicze bezwzględnego eksterminatora. 13 listopada 1308r. to kres słowiańskiego Gdańska i początek jego germańskiej historii, ufundowanej na górze trupów niewinnych ofiar.
Jednak już w początkach XIVw. dostajemy pierwszy aktualny do dziś sygnał geopolityczny w zakresie samoobrony. Krzyżacy nie byli w stanie prowadzić ekspansji przeciwko teściowi, a potem szwagrowi Króla Węgier. Ostatni Piastowie, Andegaweni i Jagiellonowie byli to w stanie wykorzystać , łamiąc potęgę Zakonu i w konsekwencji odzyskując ujście Wisły, którego strażnik – Gdańsk, stał się perłą w koronie Rzeczpospolitej Obojga Narodów i jednym z najbogatszych miast w Europie. Handel bałtycki wpływał na całą europejską geopolitykę. W jednym z pierwszych polskich poematów Sebastian Klonowic wyklinał wiślany szlak, będący podstawą potęgi polskiej magnaterii, a zarazem jednym z powodów upadku obyczajów i etosu rycerskiego. Nie wykorzystaliśmy w sposób właściwy bajecznej koniunktury, a historia to surowa nauczycielka. Przyczajony pruski gad, leczył rany i czekał na okazję do zemsty, cierpliwie budując swoją militarną potęgę, która za czasów Fryderyka II miała zadziwić Europę.
Co najmniej kilkakrotnie można było ten wojskowy obóz Azjatów, rozłożony w newralgicznym punkcie kontynentu zlikwidować, ale legalizm ostatnich Jagiellonów i późniejsza niemoc osłabionej Rzeczpospolitej , udaremniły ten cel z jak najgorszym dla nas skutkiem. Prusy były głównym organizatorem i beneficjentem rozbiorów Polski. W stosunku do własnego potencjału pożarły najwięcej, najistotniejszych dla żywotności Polski terenów. Od razu też przystąpiły do systemowej likwidacji żywiołu polskiego, początkowo na polu ekonomicznym, co pozostawiło nam w polszczyźnie określenie “bajońskie sumy”.
Taktyka prusactwa wobec Polski bywa zmienna przy niezmienności celów. Obezwładnić i zniszczyć aktualnie dostępnymi metodami. Raz to jest SS, Luftwaffe, czy Wehrmacht , innym razem banki i fundusze emerytalne. Te ostanie rujnowały polskich ziemian po III rozbiorze i okazały się niemniej skuteczne w naszej współczesności, w której główną przystanią prusactwa, dążącego do rewindykacji strat doznanych po II wojnie światowej znów stał się Gdańsk. Wydawało się , że w tym symbolicznym mieście po II wojnie żywioł polski zagościł na stałe i ujście Wisły wymknęło się Niemcom nieodwołalnie. Ostatnie lata przekonały nas, że na przerwanie niemieckiej agresji, opartej na wielusetletnich technikach prusactwa – liczyć nie możemy. Polsce znów wydano bezwzględną wojnę, choć tym razem prowadzoną metodami niemilitarnymi, tyle że dla zniszczenia państwowości równie groźnymi.
Każdy uważnie śledzący rodzimą politykę od czasów przełomu, musi się zastanowić nad niezwykłą skutecznością prusactwa w budowaniu swoich wpływów, obecnie tak wielkich, że najpoważniejszym zagrożeniem dla naszej suwerenności nie są wprost Niemcy, tylko sprusaczeni Polacy. A ich kariery są nadzwyczajne. Na tyle nierealne, aby nie wierzyć w naturalne procesy, jakie wyniosły niegdyś osławionych “gdańskich liberałów” do najwyższych wpływów w Polsce. Nagle nic nieznacząca grupka indywiduów, po wygranych przez Wałęsę wyborach prezydenckich opanowuje kluczowe stanowiska w państwie. Garstka anonimów przeskakuje z zawrotną prędkością od malowania kominów do zarządzania gospodarką jednego z największych krajów Europy.
Warszawa też depolonizuje się w tempie zadziwiającym, ale to co stało się z Gdańskiem, musi być szokiem dla każdego myślącego Polaka. Jeśli się dziwimy dlaczego tak jest, to prześledźmy życiorysy polityków z Gdańska, czy szerzej Trójmiasta, losy firm ubezpieczeniowych, finansowych i bankowych, a znajdziemy odpowiedź na pytanie: jak to się stało, że w obecnym ataku Unii Europejskiej i TSUE na Polskę, przeprowadzanym z inspiracji Niemiec, największym zagrożeniem jest wewnętrzne prusactwo, zaprzedane agresorowi i niejednokrotnie dające dowody nienawiści dla własnej Ojczyzny?
Skorzystajmy wreszcie z licznych lekcji, jakich udzieliła nam historia. W 1308r. Krzyżacy bronili polskiego Gdańska przed Brandenburczykami. W 1792r. król pruski bronił nas przed Moskalami, a za trzy lata instalował swoją administrację we włączonej do swojego państwa Warszawie. Teraz znów nas “bronią”, uzbrajając przy okazji naszych wrogów (Nord Stream 2), a od nas domagając się: zniszczenia systemu sądownictwa; dechrystianizacji i usunięcia pojęć podstawowych w zakresie prawa rodzinnego i opiekuńczego; likwidacji suwerenności energetycznej; federalizacji czyli podziału dzielnicowego; wprowadzenia zasady eksterytorialności dużych obszarów kraju pod pozorem europejskiej polityki klimatycznej.
Kadry, fundacje, media, środki – wszystko gotowe. A zaczęło się w Gdańsku. Jak zwykle.
Ziemia gromadzi prochy
Książka Józefa Kisielewskiego opisująca dwie podróże autora po Niemczech w roku 1937 i 1938 jest świadectwem przyoblekania się narodu niemieckiego w brunatne barwy morderczego systemu. Jest również aktem oskarżenia, zawierającym w swym uzasadnieniu dowód, że to co się stało z Niemcami lat trzydziestych XX w., to nie zbieg niefortunnych okoliczności czy zaburzenie rozwoju. Niemcy hitlerowskie to naturalna konsekwencja wielosetletniej drogi .
Autor podróżując po III Rzeszy i rejestrując jej codzienność z punktu widzenia turysty – dochodzi do ostatecznej konkluzji, którą wyraził w jednym z końcowych zdań:
“Po przyjeździe z podróży opowiadałem znajomym o swoich wrażeniach, przede wszystkim o owym zjawisku rozpalania sił przeciw wschodowi i myśli o agresji. Wiele razy odpowiadano mi : Ależ to nie jest nic nowego. To są rzeczy znane. Powracają tylko dawne, przedwojenne metody“.
Cytatami z książki można zasypać wszystkie dyskusje o aktualnej sytuacji Polski. Wszystko się niby zmieniło, a jednak w swej istocie pozostało takie same od setek, jeśli nie tysiąca lat. Niemczyzna skondensowana w pojęciu “prusactwa” nie zniknęła. Ten pierwiastek wciąż w niej jest, bezwzględnej pogardy i równie bezwzględnej agresji. Czy nas bombardują “Stukasy”, czy niemieckie fundacje i media, to tylko kwestia formy.
Czytając Józefa Kisielewskiego przychodzi na myśl scena z filmu “Hubal” Bogdana Poręby. W scenie słabości majora Dobrzańskiego, gdy zaczynają napływać pierwsze informacje o zbrodniach dokonywanych przez Niemców na pomagającej jego oddziałowi ludności cywilnej, zwierza się z wątpliwości co do własnej odpowiedzialności księdzu Ptaszyńskiemu. Z ust duchownego padają znamienne słowa – “to nie twoja wina. To Krzyżacy. Oni się nigdy nie zmienili i nie zmienią. To horda zawsze niosąca na wschód najbardziej bezwzględną śmierć.”
Później widzimy tę hordę, gdy już pokonana, stojąca w obliczu kompletnej katastrofy z największą zajadłością niszczy resztki Warszawy, wbrew postanowieniom aktu kapitulacji powstania, wbrew własnemu interesowi. Miotacze płomieni do palenia zbiorów Biblioteki Ordynacji Krasińskich napełniano benzyną, której nie mieli dla czołgów. To apogeum, którego początek obserwował Józef Kisielewski wybierając się z rodziną na wycieczkę do Niemiec w celu badania śladów Słowian Połabskich. Turystyczny wyjazd zmienia się w miarę upływu czasu w coś na kształt bytności w muzeum osobliwości, gdzie eksponatem jest całe państwo i jego mieszkańcy, konsekwentnie przygotowujący się do wojny.
Ktoś kto nie zna tej książki może roić o tym, jak mogliśmy inaczej. Z Hitlerem na Stalina, z Beneszem na Hitlera, aby bocznymi ścieżkami wymiksować się z wojny. Otóż nie mogliśmy. W każdej konfiguracji byliśmy przeznaczeni do zadania nam śmiertelnego ciosu i przerobienia zwłok na popiół.
To opisuje Józef Kisielewski, zbierając dowody z rozmowy z policjantem po awarii samochodu, z pogawędki z autostopowiczem, z pobytu w zajazdach, barach, czy pensjonatach. Z zakupów i nieudanych prób zjedzenia świeżego pieczywa, bo takowego w Niemczech nie serwowano. Wszyscy bezwzględnie się podporządkowują, a teraz pewnie zgodzą się na droższy prąd i ograniczenia w jego dostawach, aby tylko sąsiadom pozatykać kominy. Naród niemiecki jest zdolny do wyrzeczeń.
Wstrząsające są rozmowy z Polakami mieszkającymi w Niemczech, sezonowymi robotnikami, czy autochtonami z Pomorza, w typie wańkowiczowskiego Smętka. Dowiadujemy się o istocie prusactwa ze świadectwa ludzi żyjących pod niemieckim butem, w realiach systemowej pogardy, najczęściej serwowanej przez różne “amty”, zwłaszcza “jugendamt“.
Dwa narody sąsiadują ze sobą od tysiąca lat i jeden niezmiennie jest agresywny wobec drugiego, chcąc go dokumentnie zniszczyć. Różnymi metodami, dzięki którym nie został ślad po Słowianach Połabskich i Prusach. Nie ma żadnych niedomówień. Ma was nie być. Pokój jest zawsze zależny od Niemców, jest, jeśli na nas nie napadną, jeśli napadną to go nie ma. Najprostsza możliwa zasada.
Dlaczego napadali, napadają i napadać będą? Bo to jest istota prusactwa. Azjaci Dżyngis – Chana przejmowali jakieś elementy kultury podbitych ludów. Prusacy nie. To ich w ogóle nie interesuje i nigdy nie interesowało. Nie wiedzą o nas nic i nie chcą wiedzieć i ta sekwencja powtarza się, niezależnie od aktualnego numeru rzeszy i haseł jakie jej przyświecają. Obowiązuje doktryna Fryderyka II, którego nazwali Wielkim. Polacy to Irokezi, nawet nie europejscy. Jakaś dzicz, niczego sobą nie reprezentująca. Co się da — zniemczyć, co nie – wymordować. Tego nie wymyślił Hitler, to oficjalna doktryna Prus.
Kończąc swoje dzieło pisarz konkludował:
” Traci się oddech w ciasnocie paragrafów, zatraca się poczucie życia indywidualnego […..] – oto Niemcy współczesne!”.
Niestety, to także współczesna Europa.